21 mar 2015

Emocje przed jutrem!

Witam. Jeszcze nie dokończyłam postów z UK, za co muszę się niezwłocznie wziąć jednak póki co chcę tylko wtrącić wątek teraźniejszy i napisać parę słów od siebie. Ostatnie dni mijały pod znakiem nauki i treningów. Prawie w ogóle czasu dla siebie, ledwo się z wszystkim wyrabiałam jednak mimo wszystko lubię mieć tak "zawalony" i zorganizowany czas. A to wszystko dlatego, że do nauki i treningów dwa razy w tygodniu doszło mi wiele więcej treningów. W sobotę i niedzielę miałyśmy trzygodzinne treningi z naprawdę ostrym wyciskiem. W poniedziałek doszedł jeszcze jeden dodatkowy trening takiej samej długości. Wszystkie te dodatkowe działania miały na celu ogarnięcie do końca układu i przygotowanie mojego kochanego Digerido do jutrzejszego festiwalu Word Dance, który jest bardzo ważny dla nas jak nawet i nie najważniejszy. Jest parę rzeczy które nie są idealne, przysłowiowe kłody pod nogi bardzo niewielkie ale jednak są. Mimo to wcale się nie zniechęcamy. Ja jestem już cała nabuzowana emocjami, od wczoraj nie myślę o niczym innym. Jestem dobrej myśli. Naprawdę dam z siebie wszystko. A teraz idę spać, dobranoc !

4 mar 2015

Ferie w UK - pierwszy raz za granicą



Witam !

Jak zwykle opóźnione, jednak teraz jestem chora i jako, że siedzę w domu i nie mam nic do roboty to postanowiłam zdać relację z moich cudownych ferii, żeby mieć je utrwalone na blogu raz na zawsze.

Planowaliśmy ten wyjazd już kilka miesięcy wcześniej. Kupiliśmy nawet bilety lotnicze w obydwie strony. Jednak data 5 lutego wydawała mi się bardzo odległa. Do czasu, aż nie zaczęły się ferie i tygodnie oczekiwań zamieniły się w dni a potem godziny. Nigdy wcześniej nie byłam za granicą, nawet u naszych południowych sąsiadów, więc było to dla mnie ogromne przeżycie. Niezwykłości tego wyjazdu dodawał fakt, że pierwszy raz miałam polecieć samolotem oraz to, że leciałam tam tylko z Kamilem.

5.02.2015

W końcu nadszedł ten dzień. Rano sprawdziłam jeszcze raz czy na pewno wszystko spakowałam. Potem podjechaliśmy po Kamila no i ruszyliśmy w drogę na lotnisko. Mimo wszystko nie tak prosto tam trafić po raz pierwszy, ale jakoś znaki i GPS nas doprowadziły. O 14:55 mieliśmy wylot, ale musieliśmy być wcześniej. Pożegnaliśmy się z moją mamą i bratem i poszliśmy na odprawę, którą przeszliśmy bezproblemowo. Potem zostało już tylko czekać w strefie bezcłowej na nasz samolot. 

Jak się okazało przyleciał z półgodzinnym opóźnieniem z UK, no i jeszcze troszkę czasu zajęły sprawy techniczne. Jednak w końcu się doczekałam i wsiedliśmy do samolotu. Chciałam siedzieć przy oknie, żeby wszystko widzieć, jednak miałam takiego pecha, że siedzenie przydzielone dla mnie znajdowało się w miejscu w którym akurat nie ma okna. Mimo to jakoś dałam radę widzieć co dzieje się za oknem bo okno które było za mną trochę "zachodziło"  na moje miejsce. 

Byłam mocno zestresowana i do końca nie wiedziałam czego się spodziewać. Gdy tylko poczułam, że samolot zawraca na płycie lotniska i zaczyna się rozpędzać - chwyciłam Kamila baaardzo mocno za rękę (niechcący wbijając mu przy tym paznokcie). Sam moment wznoszenia się nie okazał się taki zły, trochę jak na kolejce górskiej gdy żołądek podchodzi do gardła. Lot przebiegał spokojnie, ja też już opanowałam emocje. Jeszcze tylko dwa razy byłam trochę przestraszona i zaciekawiona - raz gdy kazano zapiąć pasy bo mogły wystąpić turbulencje, a drugi raz przy lądowaniu. Mimo wszystko żadnych turbulencji nie było a "siadanie" samolotu na brytyjskiej ziemii nie było wcale nieprzyjemne. I takim oto sposobem po dwóch godzinach lotu byłam już w Wielkiej Brytanii !

     
Niesamowite uczucie i widoki !
Stansted Airport 
Pierwszym co zwróciło moją uwagę była pogoda, a mianowicie brak śniegu, który widziałam jeszcze kilka godzin wcześniej w Polsce. Następnie już na lotnisku usłyszałam i zobaczyłam wszędzie wokoło nie swój język. W sumie przecież to tak oczywiste, jednak będąc pierwszy raz za granicą przez chwilę musiałam się przyzwyczaić, że to naprawdę Anglia i że nie śnię. Chwilę na lotnisku czekaliśmy na brata Kamila- Łukasza, który po nas przyjechał od razu po pracy. Było już popołudnie i chcieliśmy się dostać do domu jak najszybciej i coś zjeść więc wsiedliśmy do pociągu i jeszcze godzinę jechaliśmy pociągiem do Peterborough. 

Po dojechaniu do naszego "tymczasowego" miejsca pobytu wzięliśmy taksówkę która podwiozła nas pod dom. Tam czekała już na nas kolacja przygotowana przez współlokatora Łukasza czyli Marcina. Byliśmy głodni i zmęczeni więc zjedliśmy ze smakiem i wdzięcznością, potem się rozpakowaliśmy, i wieczór minął tak jakoś na spokojnie. Siedzieliśmy sobie w czwórkę w salonie i próbowaliśmy ogarnąć zasady gry planszowej "Gra o Tron" ale okazało się to trudnym zadaniem.

Tak minął pierwszy, bardzo emocjonujący dzień w Anglii :)