31 gru 2013

Nie śpię po nocach..

Dobry wieczór, a może już dzień dobry ?

Przez to, że teraz całe dnie spędzam w domu, i takie też mam perspektywy na nadchodzący miesiąc, to mam nieco zmieniony zegar biologiczny. Nawet jeśli położę się do łóżka o północy, to i tak leżę około dwóch godzin nie mogąc zasnąć, po czym rano nawet nie słyszę budzika nastawionego na dziewiątą, i budzę się o 11 lub parę minut przed 12. Trochę to męczące, bo tracę cały dzień, ale nie pozostaje mi nic innego. Od przyszłego tygodnia pewnie będzie to wyglądało podobnie, bo nawet nie będzie z kim rano popisać, bo wszyscy będą w szkole, więc będę spać. No ale nieważne.

Święta minęły spokojnie i dość nudnawo, rodzinnie. Nie działo się nic szczególnego. Na Wigilii był u nas chrzestny z dzieciakami, w Boże Narodzenie byliśmy u cioci w gościach. Pod choinkę dostałam coś, z czego jestem bardzo zadowolona i co chciałam dostać już od dłuższego czasu, mianowicie MP3.

Tak szczerze, to jestem zagubiona w czasoprzestrzeni, i gdyby nie to, że dziś sylwester, i wiem, że jest wtorek 31 grudnia, to nie wiedziałabym jaka jest data.

Wczoraj przyjechała do mnie kuzynka, z którą nie widziałam się z półtora roku. Jako, że jesteśmy rówieśnicami, mamy wspólne tematy, i jako, że my się rozumiemy czasem bez słów było bardzo miło, i prawie nie posikałyśmy się obydwie ze śmiechu. Mam nadzieje, że w ferie znów się zobaczymy ! :)

A dzisiejszy dzień spędzony bardzo, bardzo miło. Przyszedł do mnie Kamil.
NIC nie sprawia większej przyjemności i nie jest większym szczęściem dla mnie, niż Jego uśmiech i szczęście. Jak myślę o tym, że prawie dokładnie rok temu (różnica trzech dni), przez własną głupotę i idiotyzm straciłam taki skarb, to mam ochotę wykopać sobie grób i do niego wskoczyć. Jestem cholerną szczęściarą, że mam Jego, i nie wiem czym na to zasłużyłam, żeby mieć obok siebie tak cudowną osobę.KOCHAM GO. Razem z wszystkimi wadami i zaletami. Kocham to jak mnie wkurza i drażni, czasem do granic możliwości, i ten Jego czarny humor, który nie zawsze rozumiem - też. Wiem, że raczej mało kogoś obchodzi to co czuję, ale po prostu ta miłość przepełnia każdy zakątek mojego umysłu i serca. Jeśli kiedykolwiek zrobię coś głupiego, zacznę Go ranić, olewać, cokolwiek, co będzie negatywne, co sprawi, że na Jego twarzy z mojego powodu pojawi się smutek, to jak Boga kocham, sama sobie nakopie do dupy. Już nigdy nie chcę obudzić się rano ze świadomością, że Jego nie ma, że nie mogę Go przytulić, sprawić, że się uśmiechnie, pocałować go.  Chcę, by już zawsze był obok. Chcę już zawszę być dla Niego. chcę już zawsze móc Go wspierać, denerwować, rozśmieszać, zadziwiać, całować, przytulać, kochać. Chcę byśmy byli. Do końca świata i jeden dzień dłużej. Pomimo przeciwności. W dobrych i złych chwilach. Chcę móc już zawsze szeptać Mu do ucha te dwa tak proste, a zarazem jak cenne słowa. Chcę już zawsze móc przytulić go do siebie, i głaskając jego blond włosy, mieć świadomość, że oto mam w ramionach cały świat.


Chcę każdego dnia móc spoglądać w te oczy.. :3


30 gru 2013

Postanowienia 2013. Udało się, czy nie ?

Jako, że dzisiaj mamy przedostatni dzień tego roku, postanowiłam sprawdzić jak udało mi się w tym roku z postanowieniami.  Także oto podsumowanie, kolorami zaznaczone jest co mi się udało, co tak średnio, a co po prostu okazało się totalną porażką.

1.Starać się jeść mniej fast foodów, chipsów itp.
2.Czytać zdecydowanie więcej książek.
3.Spędzać mniej czasu na komputerze.
4.Przynajmniej raz w ciągu dnia szczerze się do kogoś uśmiechnąć.
5.Starać się otworzyć na nowe znajomości, szczególnie od września.
6.Mieć więcej cierpliwości.
7.Zwracać uwagę na piękno wokół.
8.Mówić prawdę.
9.Być szczera w każdej sprawie.
10.Starać się pomagać innym.
11.Poświęcać co najmniej 15 minut dziennie na naukę.
12.Rozwijać pasję do fotografii i rysunku.
13.Nie wchodzić w niepotrzebne kłótnie/konflikty.
14.Kierować się rozsądkiem i sercem.
15.Nie podejmować pochopnych decyzji.
16.Dobrze napisać egzaminy gimnazjalne.
17.Zaprzyjaźnić się z kimś w nowej szkole.
18.Dążyć do spełnienia marzeń.
19.Mieć zadowalające mnie oceny na koniec roku szkolnego.
20.Spędzić wakacje tak, żeby były zapamiętane na całe życie.
21.Spotykać się więcej z przyjaciółmi.
22.Poświęcać uwagę i czas tym, którzy tego potrzebują.
23.Potrafić wysłuchać tego, co ktoś ma mi do powiedzenia.
24.Nie obrażać się o byle co.
25.Podchodzić do niektórych rzeczy z większym dystansem.
26.Mniej płakać.
27.Dostrzegać pozytywy nawet w złych momentach.
28.Nie przejmować się opinią  innych.
29.Zmienić coś w swoim wyglądzie.
30.Zrobić sobie drugą dziurkę w uchu.
31.Zrobić coś spontanicznego i szalonego.
32.Rozwijać się.
33.Wybrać dobrego patrona na bierzmowanie.
34.Zawrzeć kilka prawdziwych przyjaźni.
35.Poświęcać czas na robienie rzeczy które kocham.
36.W miarę możliwości aktywnie spędzać czas.
37.Robić dużo zdjęć, takich które będę mieć na pamiątkę.
38.Chodzić wcześniej spać.
39.Po prostu być szczęśliwa.
40.Nie sprawić, by ktokolwiek przeze mnie płakał.
41.Umacniać więzi z obecnymi znajomymi i przyjaciółmi.
42.Choć raz mieć świadomy sen.
43.Oglądać więcej filmów.
44.Nauczyć się czasem odmawiać.
45.Nie dać łatwo sobą manipulować.

Podsumowanie :
udane           19
średnio         8
nieudane     18

Nie spodziewałam się, że uda mi się aż tyle. Nigdy nie wierzyłam w siebie i swoje możliwości, a jednak nie było tak źle. Nieudane i średnio udane postanowienia przechodzą na następny rok, i dojdą pewnie nowe, ale to napiszę już 1-go stycznia. 

24 gru 2013

Pieniczki + Jazz Club

Witam.

Wczoraj dekorowałam upieczone razem z mamą pierniczki. Do dekoracji użyłyśmy fioletowego i białego lukru, kolorowej posypki, żółtych cukrowych gwiazdeczek, wiórków kokosowych i polewy czekoladowej. Powiem, że dużo roboty z tym było, ale efekt jest cudowny, a pierniczki przepyszne.


No a dzisiaj do południa odwiedziła mnie babcia, dała mi drobny prezent pod choinkę, a potem po obiedzie pojechałam do Centrum. Nasz trener Damian miał niedawno 20-te urodziny. Więc od całego Digerido postanowiłyśmy kupić mu prezent i zrobić niespodziankę. Dostał od nas zegar ścienny, bo akurat niedawno zaczął wynajmować mieszkanie, i dałyśmy mu, żeby miał na umeblowanie. O 15.30 potkałyśmy się na przystanku w centrum, i jeszcze musiałyśmy czekać chwilę na koleżankę, było strasznie zimno, ale w końcu Monika do nas dojechała, i poszłyśmy na rynek. Tam czekały jeszcze dwie dziewczyny i chłopak jednej z nich. Mieliśmy kupione dwa piccolo- tak, żeby było śmiesznie, i 20 balonów. No więc po nadmuchaniu balonów Kajak zaczęła je wiązać ze sobą, i trzy razy do Karoliny powiedziała "Martyna" no ale to nic.

W końcu po uporaniu się z balonami poszliśmy do klubu w którym pracuje Damian. Okazało się, że drzwi były zamknięte,no ale na szczęście Damian otworzył lokal, bo i tak była już godzina otwarcia. Zaśpiewałyśmy sto lat, potem był czas na uściski, życzenia, i usiadłyśmy przy barze. Damian był w pracy, więc mył kieliszki itd. Zaproponował nam herbatę (na koszt firmy) bo byłyśmy trochę zmarznięte. Potem przenieśliśmy się na kanapy, bo było nam wygodniej. Damian przyniósł kieliszki do piccolo, no i wznieśliśmy toast urodzinowy, i ogólnie posiedziałyśmy trochę, pośmiałyśmy się, no a potem do domciu.

Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się lokal. Panuje tam wystrój i klimat jazzowy, w końcu to "Jazz Club". Skórzane kanapy, saksofony jako ozdoby, bordowe ściany, jazzowa muzyka. Ogólnie bardzo przytulne miejsce, coś czuję, że jeszcze tam zajrzę jak będzie okazja.

Jest dość późno, dlatego zbieram się do spania. Jutro do południa zobaczę się z Kamilem. Ostatnio rzadziej się widujemy, bo ja po tej operacji mam bardzo ograniczone wychodzenie z domu, bo mam dużo odpoczywać, no ale cóż. Jest dobrze :3




Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.muzeumjazzclub.pl/
Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.muzeumjazzclub.pl/
Uwielbiam naszą domową choinkę ;3
Takie zdjęcie z piątku :)

Omnomnom
I bohater tych świąt czyli renifer inwalida <3

22 gru 2013

Christmas time is coming !



Witam !

Nie pisałam oj, dość długo. Ostatni post ukazał się jeszcze podczas mojego pobytu w szpitalu, a dokładnie 12-go grudnia. Od tamtego czasu zmieniło się to, że jestem już w domu, od poniedziałku. W środę zdjęli mi resztę szwów. Zdejmował mi je, tak samo jak w poniedziałek lekarz, na którego mówiłam "misiu" taki dość młody, postury "misia" a jeszcze dobiło mnie to, jak mama powiedziała mi potem, że jak wyjmował mi szwy i schylał się nade mną, to widziała jego szare bokserki w prosiaczki, haha. No i tak od poniedziałku leżę w domu, nudze się, jestem jeszcze słaba. W piątek mama zawiozła mnie do szkoły na wigilię klasową, bo i tak trzeba było iść do dyrektorki, dowiedzieć się co z moją klasyfikacją i ocenami na półrocze. Mam przesuniętą klasyfikacje do końca lutego, żebym mogła nadrobić zaległe oceny, bo do szkoły idę, uwaga... dopiero 2-go lutego, po feriach. Masakra.

Wracając do szkolnej wigilii. Pierwsze co stało się jak weszłam do klasy, to uwaga wszystkich zwrócona na mnie, i kilka osób podlatujących do mnie, wołających "Martynka" i przytulających mnie, pytających jak się czuję. Standardowo w tle leciały kolędy z radia, a my dzieliliśmy się opłatkiem. Pierwszy raz dostałam tyle razy życzenia o rozwijaniu talentu w rysunku, i fotografii. Bardzo miłe było to, jak ludzie przytulali mnie, i życzyli zdrowia i tego, żebym już nie znikała na tak długo, no i żebym w lutym powróciła w wielkim stylu. Potem zasiedliśmy do stołu, ja mam dość ograniczone możliwości żywieniowe narazie, więc zjadłam kilka ciasteczek, no i jednego małego pasztecika. Ogólnie, było bardzo miło na tej wigilii, pomimo tego, że nie pogadałam zbyt dużo ze wszystkimi, to składanie sobie życzeń było naprawdę bardzo miłe. Chcę już wrócić do szkoły, bo lenistwo mnie męczy, a w szkole zawsze dzieje się coś ciekawego, są jakieś akcje, i w ogóle. Poza tym, przez ten wyrostek stracę praktycznie dwa miesiące w szkole. Stęsknie się za tymi ludźmi, już trochę mi ich brakuje.

No a swoją drogą, to w ciągu dwóch tygodni schudłam 6-7 kg. Podobno widać to po moich nogach i rękach. Faktycznie, ostatnio zauważyłam, że bardziej widać mi żyły na rękach i kostki u dłoni. Jestem słabsza, i czuję to, że schudłam. Na wigilii ludzie życzyli mi tego, żebym przytyła, bo wyglądam jak szkielet. Jak już zacznę normalniej jeść, jak dieta nie będzie tak rygorystyczna(narazie nie mogę jeść czkolady,pić soków, jeść smażonych, ani ostrych potraw itd.) to pewnie przytyję kilka kg, ale nie wiem czy wrócę do tamtej wagi. Całe życie miałam niedowagę, więc to dla mnie nic nadzwyczajnego, ale teraz moja waga w stosunku do wzrostu klasyfikuje się jako "wychudzenie". Trzeba będzie chociaż trochę przytyć, dla własnego dobra.

No a w piątek wieczór byłam też na wigilii Oazowej. Też stęskniłam się za tym towarzystwem. Jak tylko mama mnie przywiozła tam na naszą salkę, to wszyscy mnie wyściskali na powitanie, potem zasiedliśmy do stołu, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, coś tam przekąsiliśmy. Oni wszyscy jedli sobie pyszne ciasto z galaretką i zatopionymi w niej delicjami, a ja mogłam tylko patrzeć i jeść zwykłe ciasteczka, ale cóż. Potem pośpiewaliśmy kolędy, i daliśmy sobie prezenty. Wcześniej każdy losował sobie osobę dla której ma prezent. Ja miałam prezent dla Aldony, a ona dla mnie. Przypadek? Nie sądzę. Ja dałam jej budzik, kartkę no i bransoletkę, którą sama wykonałam. Kupiłam tylko w bardzo fajnym sklepie taką "blaszkę" z napisem, i sznurek, no i zrobiłam z tego bransoletkę, z resztą dodam zdjęcia. Sobie też sprawiłam taką bransoletkę, ale z innym napisem.

No a dzisiaj porządki przedświąteczne, prezenty zapakowane (sama sobie wybierałam prezent, ale przynajmniej mam pewność, że jest to coś co chcę i co mi się przyda), szafa przystrojona lampkami, no i przede wszystkim, przepyszne pierniczki upieczone. Jutro zostaje ubieranie choinki, ale to działka mojej mamy, bo ona robi to najlepiej, no i dekorowanie pierniczków. Z ogromną chęcią zjadłabym je wszystkie, no ale muszą zaczekać do wtorku. Dla Kamila też mam prezent, który po zapakowaniu wygląda tak uroczo, że masakra.

A co ze świąteczną atmosferą ?
Zaczynam ją powoli czuć. W tym roku jest to trochę pokomplikowane przez ten mój wyrostek, bo za dużo w domu pomóc nie mogę i w ogóle. Jednak jak wczoraj zaczął prószyć śnieg, to poczułam nieco atmosferę świąt. Dzisiaj przy pakowaniu prezentów razem z mamą i ciocią też to poczułam. No i przede wszystkim słuchając świątecznych piosenek, ale nie tych standardowych lecz nieco innych, a konkretnie jednej. KLIK <-- jest to piosenka w wykonaniu moich ulubionych youtube'rów czyli Karola i Włodka(uwielbiam Karola za całokształt, jego teksty, rymowanie, i za śpiewanie, szczególnie w tym filmiku na końcu, po prostu uwielbiam tego mężczyznę).

A teraz idę spać, bo jutro czeka mnie pracowity dzień :)
Ja, Kamil "Jeleń" i Ciurka. Wigilijnie

Z tyłu też jest grawer. Hope shapes the future, a Aldona ma Faith to always believe

Zapakowany prezent dla Kamila. Czy taka paczuszka nie wygląda uroczo ? ;3
To dostałam od Aldonki. Mega fajny piórnik/saszetka z prasowanego drewna ozdobiony decoupage i choineczka z filcu, która jest przeurocza

12 gru 2013

Półmetek i szpital.

Witam.

Piszę ten post z dość nietypowego miejsca, a dokładnie ze szpitala, no ale zacznijmy od początku.

W sobotę pojechałam z Kamilem na jego półmetek. Było bardzo fajnie, potańczyliśmy, pobawiliśmy się, potem trochę "się działo" ale ogólnie było dobrze, nawet bardzo. O 3 moja mamusia po nas przyjechała, bo w sumie nie działo się już nic takiego, a większość towarzystwa już nie ogarniała za bardzo rzeczywistości..

No a w niedziele wieczór zaczął mnie trochę boleć brzuch, jakby jelita czy coś. W nocy się co chwilkę budziłam, przewracałam z boku na bok, no ogólnie nie była to za dobra noc. W poniedziałek od rana bolał mnie brzuch ale myślałam, że to z innego powodu, dlatego wzięłam tabletkę i pojechałam do szkoły. W  autobusie było mi na zmianę gorąco i zimno, co było dość niepokojące, ale to nic. Jednak gdy dojechałam już na właściwy przystanek stwierdziłam, że chyba wracam, bo mnie tak boli, że nie wytrzymam tylu godzin w szkole. Wróciłam do domu, ledwo wywlokłam na to 4 piętro, i zasnęłam. Wieczór jak się obudziłam ból ulokował się w prawej części brzucha. Miałam ograniczone ruchy prawą nogą i w ogóle. Jak tylko mama wróciła z pracy, to wzięła mnie do szpitala na pogotowie. No i przyjęli mnie na oddział, po USG dowiedziałam się, że wyrostek powiększony o 10mm to dość sporo, no i tego samego dnia tj. w poniedziałek o 21 wzięli mnie na blok. Leżałam już na stole operacyjnym, maseczka mi tłoczy "usypiacz" a anestezjolog do mnie "No to co Martynka, odlatujemy?" a ja mu odpowiadam w pełni świadoma "no chyba jeszcze nic, bo nic nie czuje" i tylko jak to powiedziałam, to odleciałam, i obudziłam się już w drodze do swojej sali.

No i tak w poniedziałek o 23 byłam już lżejsza o wyrostek. Pierwsze dwa dni, wtorek i środa były tragiczne, nie mogłam się prawie w ogóle ruszyć. Cały czas faszerowali mnie tylko środkami przeciwbólowymi i kroplówkami, żebym się nie odwodniła. We wtorek był u mnie Kamil to sam wie, jaki ze mnie zombie był, wczoraj odwiedziła mnie Ciurka,Patka,Ola i Paulina ale tylko na chwilę.

No a dzisiaj jest już o niebo lepiej. Tylko rano jak jeszcze na wózku pielęgniarka wiozła mnie do ubikacji to zrobiło mi się słabo, ale wsadziłam głowę między nogi i przeszło. No a potem już o własnych siłach trzy razy byłam w ubikacji, odwiedził mnie Kamil, wywieźli mnie na łóżku na korytarz, bo sala była myta. Ogólnie straszne tu nudy. Dzisiaj właśnie wypisano dwie dziewczyny ode mnie z sali i zostałam sama, ale chociaż trochę spokoju mam. Reszta dzieci, i ludzi w moim wieku siedzi na korytarzu albo w pokojach i gadają, ale ja jakoś nie mam ochoty i chęci z nimi przebywać. Wolę sobie siedzieć tu sama w pokoju, i słuchać muzyki z laptopa.

W sumie jestem otoczona technologią. Mam laptop i internet, niestety muszę go "oszczędzać" i nie mogę oglądać filmików ani grać, ale ważne, że mogę wejść na fb i wieczór popisać trochę z ludźmi. Mam PS VITA od Kamila i gram sobie w takie fajne wyścigi z Sonica, i ogólnie nie jest źle. Mam też Grę o Tron i czytam w międzyczasie, jutro np. wieczór będę oglądać na TVN'ie Zmierzch. No i najważniejszy punkt każdego dnia czyli odwiedziny Kamila, jedyny czas w tym szpitalu kiedy się uśmiecham :)

Okej, lecę, może pogram jeszcze albo coś, bo spać zbytnio nie usnę, jak na korytarzu wszyscy jeszcze pełni werwy..

Aa no i zapomniałabym, mam już listę rzeczy które zjem jak będę mogła już jeść normalnie. Zaczęłam doceniać normalne jedzenie po takiej głodówce. Zwykła bułka z serem i ketchupem to spełnienie moich marzeń..

7 gru 2013

Mikołajki i wolontariat



Witojcie* !

W czwartek po dwóch matematykach wybraliśmy się z klasą w ramach mikołajek do kina. Pojechaliśmy komunikacją miejską do kina, jednak na salę kinową weszliśmy nieco spóźnieni, w połowie reklam. Mieliśmy jechać na Thora, jednak z przyczyn niezależnych od nas musieliśmy wybrać coś innego, i padło na "Krainę lodu". Jak o tym usłyszałam w poniedziałek, to stwierdziłam, że nie pojadę na bajkę, bo to bezsensowne i nieodpowiednie dla pierwszej liceum. Jednak fakt opuszczenia paru godzin lekcyjnych i spędzeniu "luźniejszego" czasu z klasą wydała się spoko. Film okazał się.. rewelacyjny ! Zaczynając od dbałości o szczegóły i szatę graficzną, poprzez wspaniały soundtrack w bardzo dobrym wykonaniu, a kończąc na samej fabule i tekstach bohaterów. Były momenty w których śmialiśmy się do rozpuku, ale w niektórych momentach było dość smutno. Mogę śmiało powiedzieć, że od czwartku jest to jedna z moich ulubionych bajek disney'a, a na pewno ulubiona z tych kilku wydanych w ciągu ostatnich kilku lat. Samo utożsamienie się z bohaterem dużo daje w filmie, a tutaj bardzo się to udało. Poza tym, jak niektórym się to wydaje nie jest to tylko durna animacja dla dzieci, przekazuje wartości. Ta słynna "nauka" Disney'a.
Naprawdę polecam wszystkim ten film animowany, nawet jeśli nie przepadacie za tym gatunkiem, to warto zrobić wyjątek od reguły, i poznać "Krainę Lodu".

No a dzisiaj w szkole były mikołajki, wszędzie czapki mikołaja, sam mikołaj rozdający cukierki, a od razu po szkole pojechałam z Ciurką do naszej dawnej szkoły jako wolontariuszki przy turnieju rodzin. Mama Kamila od nas z klasy pracuje w takiej świetlicy środowiskowej, więc zgłosiłyśmy się do pomocy. Mimo okropnego chłodu na sali gimnastycznej i w drodze na nią było miło. Tyle żarcia + "ja uwielbiam ją".

* Specjalnie tak napisane. Obejrzyjcie Krainę Lodu to zrozumiecie ^ ^

Klik, piosenka z filmu.

"Bo dla niektórych, czasem warto się stopić"


+ Jutro wieczór idę z Kamilem na jego półmetek :) 

Ja, Laura i Ciurka dzisiaj na zastępstwie ;3

2 gru 2013

Andrzejki + rozkminy.

Babski wieczór andrzejkowy udany, nie powiem. Śmiechu było dużo. Szczególnie nasza wyprawa do sklepu, i granie w Cluedo. Nie mam zbyt rozwiniętego zmysłu kojarzenia faktów, ale i tak ostatnią naszą grę rozegraną dziś rano udało mi się wygrać. I co jeszcze się działo? Jak to na nocowaniu bywa oglądałyśmy jakieś filmiki na youtube, tańczyłyśmy na macie przez chwilę, gadałyśmy, i tak nam zleciało do 5-6 nad ranem. Spałyśmy do 10 tej, potem ogarnięcie się, śniadanko, jedna partyjka w Cluedo i jeszcze w "Zgadnij kim jestem" tylko o innej nazwie. Ciesze się, że z Ciurką znalazłyśmy w nowej klasie choć jedną osobę z którą się tak dobrze dogadujemy, i spotykamy poza szkołą, bo jak już ostatnio wspominałam w naszej 1D ciężko ze spotkaniami klasowymi, bo po prostu ich NIE MA. No cóż.

Dzisiaj też miałam trochę taki dzień refleksyjny, jeśli można to tak nazwać, bo przypominałam sobie moje myśli, obawy itd. związane ze szkołą rok temu, i w wakacje. A rzeczywistość i tak jak zwykle potrafi zaskoczyć. Np. w wakacje myślałam, jak to będzie jak będę czasem odmawiać wyjść na klasowe imprezy, albo jak na nich będę odmawiać alkoholu, lub, że w mojej klasie będą tylko osoby pijące, palące, spędzające weekendy na imprezach itp. A jak jest naprawdę ? Jest zupełnie na odwrót. Nie mamy żadnych imprez klasowych, prawie wszyscy są poukładani i grzeczni, co na dłuższą metę zaczyna być nudnawe i męczące. Mimo wszystko szkoła mi się podoba, i raczej nie żałuję wyboru, przekonamy się w przyszłości.


Często w okresie grudniowo-styczniowym łapią mnie rozkminy nad przeszłością. Jednak teraz staram się nie roztrząsać tego co było, bo w tym i tak nic się nie zmieni. Mogę jedynie wyciągać wnioski z wydarzeń z przeszłości, i zmieniać zachowanie, pracować nad tymi częściami własnej osobowości z którymi od zawsze miałam/mam problem. No i tak też w związku z tymi rozkminami przypomniałam sobie ostatni rok tak ogólnikowo. I był naprawdę tak zakręconym rokiem, w mojej sferze uczuciowej głównie. Popadałam ze skrajności w skrajność. Ten rok był chyba najbardziej zaskakującym rokiem mojego życia. Jeszcze się nie skończył, jednak jak patrzę z perspektywy obecnej w tył, to widzę jak od grudnia 2013 dużo się wydarzyło. Niektórych spraw w ogóle wolałabym nie pamiętać. Szczególnie związanych z jedną osobą, ale cóż. Nieważne, nie chcę tracić nerwów, bo nie warto na taką osobę. Z kolei niektóre wydarzenia były dla mnie jak osobista apokalipsa, porażka dla własnej siebie, moje zachowanie w niektórych momentach było tak infantylne, idiotyczne i egoistyczne, że nie potrafię tego ogarnąć rozumem. Wydaje mi się, że wpływ na to miało może dojrzewanie, może moja głupota, może po prostu bałagan w głowie. Nie wiem, ale był to naprawdę dziwny rok. Przeżyłam w nim dwa najbardziej skrajne momenty. Totalnego szczęścia i zaskoczenia, jakiego nigdy jeszcze nie czułam, ale też rozsypania się na tysiące kawałeczków, i po prostu upadku w "czeluści piekieł". Po prostu, dużo się działo, dużo się zmieniło.

Podobno ja też się zmieniłam. Nie widzę tego, nie dostrzegam zbyt wielkich zmian. Jedyne co teraz zaczęłam zauważać, to chyba troszkę zmienił mi się styl pisania/mówienia. Jest inny, to muszę przyznać. Co do egoizmu.. Pewnie dalej czasem zachowuję się egoistycznie, ale staram się nad tym panować ze wszystkich sił, bo ta cecha kiedyś zniszczyła wszystko na czym mi zależało. Jednak też w ciągu tego roku zauważyłam, że czasem najciężej jest dostrzec własne błędy i potknięcia. (Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Mt 7,3). Ja często zauważam swoje błędy po czasie, jak już wszystko jest zniszczone, i jest tzw. musztarda po obiedzie. Wolałabym gdyby ludzie "na bieżąco" mówili mi gdy coś jest nie tak w moim zachowaniu. Tak czy siak, praca nad sobą to nie jest PSTRYK i już, mam wspaniały charakter, wszystkich traktuję cudownie itp. To jest proces, który musi trwać trochę czasu, musi mu być poświęcone sporo uwagi, żeby zaczął przynosić dostrzegalne efekty.

Dzisiaj też myślałam trochę o walce. Najgorszym co może być to nie walczyć. Pamiętam, jak przestałam WTEDY walczyć. Jak to bardzo mądrze ujęła Ciurka, moje podejście do sprawy można było nazwać "spadło - niech leży". Był to wielki błąd. Jak się coś/kogoś kocha to się o tą rzecz lub osobę walczy. Nie ważne co by się działo powinno się walczyć, a nie wycofywać się mówiąc "nie, to nie". Warto rozmawiać o problemach, walczyć, kłócić się, tworzyć kompromisy itd. Najgorsza postawa jest to usunięcie się w cień, poddanie się na starcie bez jakiejkolwiek walki. Pozatym, związek to ciągłe staranie się o drugą osobę. Nie można w momencie gdy wszystko jest okej, po prostu tego olać, trzeba się starać. Nawet jakby coś się sypało.Trzeba walczyć. Dopóki walczysz jesteś wygrany (P.S. To zdanie usłyszane w wakacje na Oazie od kleryka Mateusza zapadło mi chyba najbardziej w pamięć, i miało ogromny wpływ na to co się stało w moim życiu potem).

Teraz zbieram się już do spania. Muszę jeszcze powtórzyć sobie słówka na angielski, bo idę jutro poprawić jedynkę z kartkówki, o której kompletnie zapomniałam. Mam nadzieję, że dostanę chociaż to 3-4. Pewnie jeszcze poleżę sobie na łóżku i porozmyślam.

Zdjęcia z wczoraj.