2 gru 2013

Andrzejki + rozkminy.

Babski wieczór andrzejkowy udany, nie powiem. Śmiechu było dużo. Szczególnie nasza wyprawa do sklepu, i granie w Cluedo. Nie mam zbyt rozwiniętego zmysłu kojarzenia faktów, ale i tak ostatnią naszą grę rozegraną dziś rano udało mi się wygrać. I co jeszcze się działo? Jak to na nocowaniu bywa oglądałyśmy jakieś filmiki na youtube, tańczyłyśmy na macie przez chwilę, gadałyśmy, i tak nam zleciało do 5-6 nad ranem. Spałyśmy do 10 tej, potem ogarnięcie się, śniadanko, jedna partyjka w Cluedo i jeszcze w "Zgadnij kim jestem" tylko o innej nazwie. Ciesze się, że z Ciurką znalazłyśmy w nowej klasie choć jedną osobę z którą się tak dobrze dogadujemy, i spotykamy poza szkołą, bo jak już ostatnio wspominałam w naszej 1D ciężko ze spotkaniami klasowymi, bo po prostu ich NIE MA. No cóż.

Dzisiaj też miałam trochę taki dzień refleksyjny, jeśli można to tak nazwać, bo przypominałam sobie moje myśli, obawy itd. związane ze szkołą rok temu, i w wakacje. A rzeczywistość i tak jak zwykle potrafi zaskoczyć. Np. w wakacje myślałam, jak to będzie jak będę czasem odmawiać wyjść na klasowe imprezy, albo jak na nich będę odmawiać alkoholu, lub, że w mojej klasie będą tylko osoby pijące, palące, spędzające weekendy na imprezach itp. A jak jest naprawdę ? Jest zupełnie na odwrót. Nie mamy żadnych imprez klasowych, prawie wszyscy są poukładani i grzeczni, co na dłuższą metę zaczyna być nudnawe i męczące. Mimo wszystko szkoła mi się podoba, i raczej nie żałuję wyboru, przekonamy się w przyszłości.


Często w okresie grudniowo-styczniowym łapią mnie rozkminy nad przeszłością. Jednak teraz staram się nie roztrząsać tego co było, bo w tym i tak nic się nie zmieni. Mogę jedynie wyciągać wnioski z wydarzeń z przeszłości, i zmieniać zachowanie, pracować nad tymi częściami własnej osobowości z którymi od zawsze miałam/mam problem. No i tak też w związku z tymi rozkminami przypomniałam sobie ostatni rok tak ogólnikowo. I był naprawdę tak zakręconym rokiem, w mojej sferze uczuciowej głównie. Popadałam ze skrajności w skrajność. Ten rok był chyba najbardziej zaskakującym rokiem mojego życia. Jeszcze się nie skończył, jednak jak patrzę z perspektywy obecnej w tył, to widzę jak od grudnia 2013 dużo się wydarzyło. Niektórych spraw w ogóle wolałabym nie pamiętać. Szczególnie związanych z jedną osobą, ale cóż. Nieważne, nie chcę tracić nerwów, bo nie warto na taką osobę. Z kolei niektóre wydarzenia były dla mnie jak osobista apokalipsa, porażka dla własnej siebie, moje zachowanie w niektórych momentach było tak infantylne, idiotyczne i egoistyczne, że nie potrafię tego ogarnąć rozumem. Wydaje mi się, że wpływ na to miało może dojrzewanie, może moja głupota, może po prostu bałagan w głowie. Nie wiem, ale był to naprawdę dziwny rok. Przeżyłam w nim dwa najbardziej skrajne momenty. Totalnego szczęścia i zaskoczenia, jakiego nigdy jeszcze nie czułam, ale też rozsypania się na tysiące kawałeczków, i po prostu upadku w "czeluści piekieł". Po prostu, dużo się działo, dużo się zmieniło.

Podobno ja też się zmieniłam. Nie widzę tego, nie dostrzegam zbyt wielkich zmian. Jedyne co teraz zaczęłam zauważać, to chyba troszkę zmienił mi się styl pisania/mówienia. Jest inny, to muszę przyznać. Co do egoizmu.. Pewnie dalej czasem zachowuję się egoistycznie, ale staram się nad tym panować ze wszystkich sił, bo ta cecha kiedyś zniszczyła wszystko na czym mi zależało. Jednak też w ciągu tego roku zauważyłam, że czasem najciężej jest dostrzec własne błędy i potknięcia. (Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Mt 7,3). Ja często zauważam swoje błędy po czasie, jak już wszystko jest zniszczone, i jest tzw. musztarda po obiedzie. Wolałabym gdyby ludzie "na bieżąco" mówili mi gdy coś jest nie tak w moim zachowaniu. Tak czy siak, praca nad sobą to nie jest PSTRYK i już, mam wspaniały charakter, wszystkich traktuję cudownie itp. To jest proces, który musi trwać trochę czasu, musi mu być poświęcone sporo uwagi, żeby zaczął przynosić dostrzegalne efekty.

Dzisiaj też myślałam trochę o walce. Najgorszym co może być to nie walczyć. Pamiętam, jak przestałam WTEDY walczyć. Jak to bardzo mądrze ujęła Ciurka, moje podejście do sprawy można było nazwać "spadło - niech leży". Był to wielki błąd. Jak się coś/kogoś kocha to się o tą rzecz lub osobę walczy. Nie ważne co by się działo powinno się walczyć, a nie wycofywać się mówiąc "nie, to nie". Warto rozmawiać o problemach, walczyć, kłócić się, tworzyć kompromisy itd. Najgorsza postawa jest to usunięcie się w cień, poddanie się na starcie bez jakiejkolwiek walki. Pozatym, związek to ciągłe staranie się o drugą osobę. Nie można w momencie gdy wszystko jest okej, po prostu tego olać, trzeba się starać. Nawet jakby coś się sypało.Trzeba walczyć. Dopóki walczysz jesteś wygrany (P.S. To zdanie usłyszane w wakacje na Oazie od kleryka Mateusza zapadło mi chyba najbardziej w pamięć, i miało ogromny wpływ na to co się stało w moim życiu potem).

Teraz zbieram się już do spania. Muszę jeszcze powtórzyć sobie słówka na angielski, bo idę jutro poprawić jedynkę z kartkówki, o której kompletnie zapomniałam. Mam nadzieję, że dostanę chociaż to 3-4. Pewnie jeszcze poleżę sobie na łóżku i porozmyślam.

Zdjęcia z wczoraj.






1 komentarz:

Napisz kilka słów od serca.