12 mar 2014

Warszawa !

Post dotyczy zeszłego tygodnia, ale tak wyszło, że nie miałam czasu i weny na napisanie notki.

Muszę opisać to świetne wydarzenie jakim był mój wyjazd do Warszawy. Kamil razem z Jego bratem Łukaszem i jego dziewczyną Marleną zaprosili mnie na wycieczkę do Warszawy, na mecz Polska-Szkocja na stadion narodowy. Po negocjacjach mama w końcu wyraziła zgodę.

Byłam bardzo podekscytowana samym wyjazdem, pierwszym meczem piłki nożnej w życiu, i poznaniem Łukasza i Marleny, bo Łukasz to jedyny brat Kamila (ma trzech braci), którego dotychczas nie znałam. (Dwóch braci Kamila jest w Anglii dlatego ciężko jest o spotkanie).
Oprócz tego jak to zwykle ja byłam pełna obaw, o to czy będę umiała zachować się na meczu, czy mi się spodoba, czy Łukasz i Marlena mnie polubią itp.

W środę rano wsiadłam z Kamilem do busa do Krakowa, ponieważ tam mieliśmy się spotkać z naszymi "towarzyszami podróży". Bus był wypchany po brzegi, i przez godzinę drogi musieliśmy stać w przejściu między siedzeniami, jednak jakoś to zleciało, z moim lekkim narzekaniem, bo po prostu nie lubię stać, taka ze mnie wygodnicka.

W końcu dojechaliśmy do Krakowa, i około pół godziny czekaliśmy przed budynkiem starego dworca na Łukasza i Marlenę, bo oni przyjeżdżali od rodziców Marleny. W końcu zobaczyliśmy ich pod dworcem, przedstawiłam się ładnie, i poszliśmy kupić  bilety. Kochane PKP. Bilety o godzinie 10 dwa razy droższe niż o godzinie 12, z takim samym czasem podróży. Postanowiliśmy pojechać nieco późniejszym ale tańszym.

Udaliśmy się do Galerii Krakowskiej coś zjeść. Jako, że ja jestem bardzo niezdecydowaną osobą, powiedziałam Kamilowi, żeby sam mi coś wybrał do jedzenia. Dostałam Kebaba, którego zdołałam zjeść tylko 2/3 bo był tak wielki. No i po 12 wsiedliśmy do naszego pociągu. Trzygodzinna podróż minęła mi na słuchaniu muzyki i graniu na ps vita Kamila i siedzeniu wtulona w Niego.

Po dojechaniu do celu poszliśmy najpierw do Złotych Tarasów do Empiku poszukać jakiegoś przewodnika/mapy po Warszawie, bo nie znaliśmy drogi. Potem kupiliśmy bilety powrotne na godzinę 1:30 w nocy tego samego dnia.

Następnie poszliśmy do informacji w Pałacu Kultury i Nauki, żeby dowiedzieć się jakimi autobusami możemy dostać się do Centrum Nauki Kopernika. Bardzo fajnym rozwiązaniem, za co należy się pochwała, było to, że osoby posiadające bilety na mecz tego dnia miały darmową komunikację miejską do godziny 3 nad ranem.

Koło godziny 17 byliśmy w Centrum Nauki Kopernika. Niestety do zamknięcia obiektu została nam godzina, więc zobaczyliśmy wszystko dość pobieżnie. Było nawet ciekawie, niektóre "atrakcje" bardzo fajnie zrobione. Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na zapoznanie się z nimi, i obejrzenie innych części obiektu, związanych z innymi dziedzinami nauki.

Następnie już po zmroku wybraliśmy się na stadion, bo woleliśmy być troszkę wcześniej. Idąc przez most jak szalona robiłam zdjęcia, a następnie biegłam za "ekipą" żeby ich dogonić. No i w końcu dotarliśmy pod Stadion Narodowy, który z daleka wydawał się mały, jednak z niewielkiej odległości okazał się potężny.
Przechodząc przez bramki okazało się, że nie można było wnosić butelek z napojami o pojemności większej niż 500ml, oraz aparatów z wymienną optyką. Także wypiliśmy napoje które przynieśliśmy ze sobą, a aparat musiałam oddać do depozytu. Na dobrą sprawę mogłam schować go na dnie plecaka pod kocem itp. jednak po co kombinować, jeśli i tak powinnam skupić się na meczu a nie na zdjęciach.

Dojście do naszego sektora i miejsc zajęło nam dłuższą chwilę. Byliśmy na miejscu godzinę wcześniej, więc ludzi była zaledwie garstka, bo dopiero zaczynali się schodzić. Po wejściu na stadion, jak tylko zobaczyłam jak wygląda od środka, jak wygląda murawa oraz trybuny, oczka mi się zaświeciły z wrażenia.

Nigdy w życiu nie byłam na żadnym meczu piłki nożnej, a co dopiero na Stadionie Narodowym.
Jako, że mieliśmy czas zjedliśmy sobie coś i wypiliśmy kawę, no a potem gdy trybuny były już prawie pełne zaczął się mecz !

Ciarki na plecach podczas śpiewania hymnu narodowego przez tylu ludzi- bezcenne.
Było dość chłodno, jednak z czasem emocje podgrzały atmosferę. Podobało mi się bardzo jak przez trybuny szła fala, oraz jak wszyscy razem śpiewaliśmy różne przyśpiewki. Nie wiedziałam, że udział w meczu może być tak fajny.

Oczywiście jak to zwykle ja bardzo emocjonowałam się grą i cały czas komentowałam np. "no strzel tego gola, podaj mu, no dawaaaj". Kamil tylko się ze mnie śmiał i przytulał mnie, bo sam się trochę zdystansował żeby potem nie denerwować się przez wynik. Oglądanie meczu w telewizji z komentatorami, zbliżeniami kamery, powtórkami, a na żywo, bez komentatora, z krzykiem tysięcy ludzkich gardeł to dwa różne światy.

Muszę przyznać, że podobało mi się na meczu, mimo, że wielką fanką piłki nożnej nie jestem tzn. nie oglądam często meczów, ani nie znam dokładnie składów drużyn piłkarskich, jednak ciekawi mnie to, i wzbudza we mnie duże emocje, po prostu lubię "patrzeć jak spoceni faceci biegają za piłką". To nic, że przegraliśmy ze Szkocją 0-1, mnie i tak się podobało, chociaż gra polskiej reprezentacji pozostawia wiele do życzenia.

Po meczu mieliśmy dwie godziny czasu wolnego. Jako, że wszystko było zamknięte, a nie jechaliśmy z dworca głównego, tylko z Warszawy Wschodniej, to musieliśmy przesiedzieć te 2 godziny na dworcu. Dobrze, że mogliśmy siedzieć w ogrzewanym budynku, bo chociaż nie zmarzliśmy.
Siedzieliśmy na ławce, piliśmy kawę z automatu, rozmawialiśmy.

Zszokowała nas pewna sytuacja. Pijana/naćpana kobieta przyszła razem z około 7-8 letnią córeczką i drugą bardzo małą. Ta malutka, ubrana w gruby zimowy kombinezon została wniesiona przez matkę pod pachą jak lalka albo przedmiot. Następnie matka zaczęła gadać przez telefon, co chwilę gdzieś wychodziła, znikała na kilkanaście minut. Malutka dziewczynka leżała nieruchomo na plecach na ławce, ubrana w ten kombinezon, wyglądając jak lalka, a starsza biegała po dworcu. Miała brudną przytulankę-pieska którego kopała, rzucała nim, biegała za gołębiem, przechodziła obok ludzi i mówiąc sama do siebie próbowała zwrócić na siebie ich uwagę. Było widać, że dziewczynka była zaniedbana, niechlujnie ubrana, i jej zachowanie było co najmniej dziwne. Jednak najbardziej zdziwił nas brak reakcji na zaistniałą sytuację ze strony Straży Ochrony Kolei i Straży Miejskiej, która przechadzała się co jakiś czas po budynku, pytając ludzi na jaki pociąg czekając, upewniając się, że po prostu nie siedzą, ogrzewając się w budynku. 10 minut przed przyjazdem pociągu poszliśmy już na peron, po drodze zawiadamiając sprzątaczki które spotkaliśmy o tej dwójce dzieci które matka co chwilę zostawia, przy czym ta malutka leży nieruchomo na ławce, i w każdej chwili może spaść. Sprzątaczki również niepokoiła ta sytuacja, jednak od kilkudziesięciu minut ochroniarze gdzieś wyparowali. Chcieliśmy zając się trochę tą sprawą, ale niestety pociąg by nam uciekł, więc musieliśmy iść.

Droga powrotna trwała dwa razy dłużej niż w tamtą stronę, ponieważ jechaliśmy inną trasą. Na szczęście trafiliśmy do przedziału z młodą dziewczyną i chłopakiem, a nie pijanymi lub śmierdzącymi ludźmi. Przez prawie całą podróż, te 6 godzin spaliśmy. Cały nasz przedział. Okno było nieszczelne, i strasznie wiało z niego zimne powietrze, dlatego ja budziłam się co chwilę podświadomie, i okrywałam dokładnie Kamila kocykiem którym byliśmy przykryci.

Ok. godziny 7 byliśmy w Krakowie. Tam poszliśmy jeszcze zjeść śniadanie i wypić herbatę, bo od momentu kiedy przed meczem wyrzuciliśmy napoje nic nie piliśmy i strasznie nas suszyło. Godzinę później ja i Kamil mieliśmy busa do Jaworzna, a Łukasz i Marlena busa do miejscowości rodziców Marleny.

Podsumowując- wyjazd bardzo mi się podobał. Był przyjemnym odskokiem od rzeczywistości i szkoły. Miło było jechać w "podróż" z Kamilem. Spodobał mi się udział w meczach piłki nożnej, polubiłam Łukasza i Marlenę, spędziłam miło czas i ogólnie.

A Warszawa ? Jako miasto samo w sobie nie podoba mi się. Mało mam do powiedzenia w tej kwestii, bo nie widziałam praktycznie nic w mieście, bo nie zwiedzaliśmy nic tak konkretnie, jednak wizualnie nie podoba mi się. W moim mniemaniu jest tam za dużo ludzi, samochodów. Straszne zamieszanie i życie w biegu.

Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda nam się gdzieś wyjechać we dwoje z Kamilem, lub jeśli nadarzyłaby się okazja to jeszcze z Łukaszem i Marleną.

Zdjęcia robione moim aparatem Canon 350D, a te ze stadionu robione iPhone'm Kamila.

Tak bardzo dziękuję za ten wyjazd, było cudnie !


<3





Różnica przed zapełnieniem trybun i po ;p


Ja, Łukasz i Marlena

P.S. Podobała mi się też "przyjazna" atmosfera po meczu. Polacy robili sobie zdjęcia ze Szkotami w kiltach, Szkoci szli z Polskimi szalikami na szyi, ogólnie nie było żadnych spin ani nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz kilka słów od serca.